Max Verstappen wykorzystał nieobecność zdobywcy pole position, Charlesa Leclerca, i spokojnie dowiózł zwycięstwo. Ponieważ Lewis Hamilton dojechał na odległej, siódmej pozycji, Holender objął prowadzenie w klasyfikacji generalnej.

Wyścig w Monako bardzo rzadko jest czymś co dostarcza imponujących emocji sportowych. Nie bez kozery kibice na przestrzeni lat zwykli nazywać rywalizację krętymi ulicami "procesją", choćby nawiązując do formy obchodzenia Bożego Ciała, które wypada w okolicach słynnego Grand Prix.

Monako to jednak wyjątkowe miejsce w kalendarzu każdego sezonu. Luksus, piękne widoki, blichtr, słynni goście na trybunach oraz sam fakt, że najszybsze maszyny na świecie pędzą po tak wąskich uliczkach czynią ten weekend wyścigowy jedynym w swoim rodzaju.

Aby oddać skalę wyzwania Nelson Piquet porównał kiedyś jazdę bolidem po tym torze do jazdy rowerem po salonie. Słuszność słowom znakomitego onegdaj Brazylijczyka przyznał wczoraj Charles Leclerc, który na ostatnim okrążeniu kwalifikacji rozbił swój samochód. Szczęście kierowcy Ferrari polegało jednak na tym, że zdążył przed tym wykręcić najszybsze okrążenie, dzięki czemu zgarnął pole position... Pole position bardzo kruche, jak się okazało nazajutrz.

Dziś rano Ferrari wydawało oświadczenie, w którym poinformowało, że w rozbitym bolidzie nie trzeba było wymieniać skrzyni biegów, co skutkowałoby dla Leclerca nałożeniem kary przesunięcia na starcie o 5 miejsc. Wielu dało wiarę włoskiej ekipie. Tym bardziej, że nie dalej jak wczoraj Mattia Binotto twardo zapewniał, że nikt nie podejmie zbędnego ryzyka. Szef Scuderii stwierdził, że woli skromną karę niż nie ukończenie wyścigu z powodu awarii. Jednakże Binotto jedno, a rzeczywistość drugie.

Pół godziny przed rozpoczęciem wyścigu wszyscy Tifosi zamarli, gdy na okrążeniu rozgrzewającym Leclerc poinformował przez radio o problemach ze wspomnianym wyżej przełożeniem. Włoscy mechanicy od razu rzucili się do naprawy bolidu oznaczonego numerem 16, lecz szybko przekonali się, że na nic zdadzą się ich wysiłki. Zespół poinformował o wycofaniu bożyszcze lokalnych kibiców z wyścigu.

Dlatego start Grand Prix Monako wyglądał dość nietypowo. Max Verstappen - drugi w kwalifikacjach - nie mógł przesunąć się na pole, które normalnie zajmowałby Leclerc i zaczynał po zewnętrznej stronie. Znajdujący się za nim Valtteri Bottas świetnie ruszył, ale Holender nie dał się zaskoczyć i przed Sainte Devote zamknął mu drzwi. W pierwszej dziesiątce nie doszło do żadnej zmiany w kolejności, więc już po chwili widzowie mogli wygodnie rozsiąść się w kanapach i podziwiać piękno Lazurowego Wybrzeża.

Namiastka emocji przyszła dopiero w połowie dystansu, gdy otworzyło się okno zjazdów po nowe opony. Na 30. okrążeniu jako pierwszy do alei serwisowej zjechał 6. Lewis Hamilton i jak się okazało nie był to najlepszy timing ze strony strategów Mercedesa. Brytyjczyk chwilę później zorientował się, że po turze pit stopów stracił pozycję na rzecz Sebastiana Vettela i Sergio Pereza. Oczywiście jego narzekań przez radio było co niemiara.

Cóż jednak powiedzieć mógł jego zespołowy partner, Valtteri Bottas, który zameldował się w alei serwisowej na kolejnym okrążeniu, ale już z niej w ogóle nie wyjechał. Przed garażem Mercedesa działy się doprawdy dantejskie sceny, które przypomnieć mogły o sławetnych pit stopach z GP Niemiec 2019, czy GP Sakhiru z ubiegłego roku. Mechanicy Bottasa po minucie szarpania się z prawym-przednim kołem poddali się - nie dali rady go ściągnąć. Fin, który jeszcze chwilę temu pędził za liderem, mógł wysiadać z kokpitu.

Red Bull natomiast świetnie wyczuł moment obu pit stopów. Max Verstappen utrzymał swoje prowadzenie, zaś Sergio Perez wykorzystał wolną przestrzeń przed sobą i po wymianie opon wyjechał czwarty - awans o 4 lokaty względem startu.

Dalsza część wyścigu była historią, o której zapomnimy jeszcze przed tym jak położymy się spać. Verstappen poprowadził spokojnie peleton do mety, a za nim dojechał Carlos Sainz oraz Lando Norris. Dla obu kierowców jest to trzecie podium w karierze.

Czwarte i piąte miejsce przypadło zawodnikom, którzy skorzystali na dobrej strategii, zajęli je kolejno "Checo" Perez oraz Sebastian Vettel. Meksykanin walczył do końca o wyprzedzenie Norrisa, ale jak to w Monako bywa, wykonanie manewru okazało się niemożliwe.

Szóste miejsce to Pierre Gasly, zaś siódme - Lewis Hamilton. Tak odległa pozycja kierowcy Mercedesa oznacza, że stracił on prowadzenie w klasyfikacji generalnej kierowców F1. Pierwszą dziesiątkę zamknęli Lance Stroll, Esteban Ocon oraz Antonio Giovinazzi, który wyszarpał pierwsze punkty dla Alfy Romeo w tym sezonie. Tabelę zamknął klasyczny kwartet w postaci zawodników Haasa i Williamsa. Pomiędzy obie ekipy wmieszał się Yuki Tsunoda.