Po Grand Prix Węgier Toto Wolff bronił dziwnej decyzji swojego zespołu z początku wyścigu.

Lewis Hamilton był liderem po wywieszeniu czerwonej flagi, ale niedługo cieszył się swoim prowadzeniem. To oczywiście za sprawą zastanawiającej decyzji jego ekipy, aby - w przeciwieństwie do pozostałych kierowców - przed restartem nie wymienić opon przejściowych na slicki.

Przez to Brytyjczyk jako jedyny ustawił się na polach startowych, jednak już po jednym okrążeniu zameldował się u swoich mechaników i tym samym spadł na sam koniec stawki.

Wolff broni teraz tej decyzji przyznając, że jego zespół zwyczajnie się przeliczył - według symulacji i szacunków siedmiokrotny mistrz świata miał spaść maksymalnie na szóstą lokatę.

"Uważam, że ta decyzja była w stu procentach prawidłowa i będę trwał przy takim stanowisku", stwierdził Austriak.

"Koniec końców siedząc tam trzeba podjąć jakąś decyzję i dokonać odpowiedniego szacunku - czy jest już odpowiednio sucho, czy nie. Myślałem, że niemożliwym jest, by w ciągu jednego okrążeniu tor tak diametralnie wysechł i ostatecznie trzeba przyjąć to na klatę, bo nie wyszło najlepiej."

"Sama decyzja była jednak dobra. Wyliczyliśmy, że on wyjedzie szósty, gdyby kilka bolidów zjechało do alei serwisowej. Teraz możemy być mądrzy, ale cóż, takie są wyścigi."